Wyspa Corvo – Ameryka, Europa czy po prostu Azory?

 

Wyspa Corvo była dla mnie przez ostatnie parę lat doskonałym przykładem na niezwykłość świata. W zupełnie niespodziewanym miejscu ziemi znajduje się wielki zielony krater z bezkresnym oceanem w tle. Nie podejrzewałem nawet, że tak szybko tam się dostanę, co więcej przylecę tam samolotem nie płacąc nic za bilet!

Lista niezwykłości

Corvo to najmniejsza z azorskich wysp, zamieszkana przez zaledwie czterystu mieszkańców i kilkakrotnie więcej krów. Jedyna miejscowość Vila do Corvo może się poszczycić lotniskiem, które z kolei może pochwalić się krótkim, 800 metrowym pasem startowym, na którym może lądować jedynie jeden samolot z floty SATA, azorskich linii lotniczych, Bombardier Dash 8 Q200 (który nota bene powinien startować z pasa o długości co najmniej 1000 metrów). Cóż więcej znajduje się na wyspie? Każdy kąt jest obrośnięty obłędnymi hortensjami, które robią wrażenie nie tylko na miłośnikach roślin. Jeśli chodzi o drogi to w zasadzie jedyną drogą, poza uliczkami wioski jest ta łącząca koniec lotniska z kalderą. W miejscowości jest stacja benzynowa, szkoła, kościół, poczta. Do tego dochodzą dwa czy trzy sklepy, o wybitnie wyspiarskim charakterze. Ciężko opisać o co chodzi, ale jest to jakaś niewidzialna sieć łącząca wyspy całego świata, Pacyfik z Atlantykiem. Najstarsze osiedle, z ciasno przyklejonymi domkami jest niezwykle przyjemne i pokazuje jak dawniej ludzie mieszkali blisko siebie.

Kaldera.

Wulkaniczne pochodzenie Corvo nie budzi wątpliwości. Zwłaszcza, gdy spojrzy się na mapę i zauważy wysoką na niemal 700 metrów górę z ogromną kalderą w środku. W kalderze panuje specyficzny mikroklimat, duża wilgotność sprawia że łąki w jej wnętrzu są soczystozielone… jeśli tylko mamy szczęście je oglądać, bowiem bardzo często na kalderze możemy trafić na mgłę. Wtedy spacer szlakiem prowadzącym wokół jeziorek znajdujących się w jej dnie nie jest już tak atrakcyjny, choć nadal da się odczuć wyjątkowość tego miejsca. Ja spędziłem całe popołudnie czekając na pogodę, niestety, nie tym razem. W zamian prezentuję parę zdjęć autorstwa Sabiny Rzeźwickiej, przy pięknej pogodzie.

 

 

Plaża i kemping

Jedynym sensownym miejscem na kąpiel na wyspie jest plaża na końcu pasa startowego, tuż obok darmowego kempingu, który sam w sobie jest wspaniałym przykładem portugalskiej gościnności. Zaczynając od plaży – oczywiście jest ona czarna od wulkanicznego piasku i oferuje całkiem przyjemną kąpiel pod warunkiem, że akurat w oceanie nie trafimy na meduzy czy żeglarza nomen omen portugalskiego, który potrafi być niebezpieczny. Kemping natomiast jest całkowicie darmowy, znajdują się na nim stoliki, trawa i… łazienka z ciepłą wodą! Oprócz tego, spotkaliśmy tam bardzo niezwykłych ludzi – Portugalczyka piszącego doktorat (z namorzynów) z lubą Francuzką, która podróżuje od Martyniki po Reunion oraz Brytyjczyków obserwujących burzyki.

 

Małą łódką na Flores

Oprócz jakże ciekawego lotu na wyspę (który z Flores trwał 8 minut i był jak na razie moim najkrótszym lotem samolotem!) można na Corvo dostać się małą łódką Ariel. Cena wynosi 10 euro w jedną stronę, a przygoda jest gwarantowana. Ze względów bezpieczeństwa nie wolno wychodzić na rufę podczas rejsu, a w ogóle to najlepiej nie wstawać. W drodze na prom zobaczyliśmy jeszcze jedyną stację benzynową na wyspie, która czynna jest jedynie w określonych godzinach i spokojnie odpłynęliśmy na południe, otoczeni przez wianuszek mew i burzyków.

By zwiedzić Corvo potrzeba dwóch dni. Krążą historię, że osiedlenie się jest tu dużo trudniejsze, ponieważ lokalne zwarta społeczność musi wpierw zaakceptować przybysza. Na szczęście jeśli chodzi o turystów nie jesteśmy narażeni na taki ostracyzm, choć niezwykłym było uczucie, że byliśmy chyba jedyną grupą która po wylądowaniu, nie trafiła w objęcia swojej rodziny, tylko po prostu wyszła z lotniska.