Nockalmstrasse starą szosówką czyli lato w Alpach Gurktalskich.

Austria słynie z widokowych dróg górskich, a część z dróg w praktyce istnieje po to, by być widokowymi drogami górskimi. Taką jest Nockalmstrasse – znajdująca się w Karyntii droga prowadząca przez masyw górski Nockberge. Aby ułatwić umiejscowienie tych gór gdzieś na mapie Austrii dodam, że Nockberge znajdują się dokładnie na północ od Villach, przy autostradzie A10 prowadzącej do Salzburga. 35 kilometrów, 52 zakręty, najwyższe nastromienie podobno 12%, najwyższy punkt to 2049 m.n.p.m. Nockberge to góry o charakterystycznych kopułowatych wierzchołkach, zbudowane ze skał metamorficznych, wyraźnie odróżniające się od pobliskich strzelistych Wysokich Taurów oraz Niskich Taurów. Wybrałem się na ich podbój starą szosówką po niewielkim podrasowaniu, szosówką zwykle służącą do jazdy po mieście…

Podjazd przez Schoenfeld (1730+ m.n.p.m)

Wyjeżdżam z Tamswegu kierując się na południowy zachód w stronę Untenberg, tam mijam wspaniały średniowieczny zamek Moosham. Następnie skręcam w kierunku Thomatal gdzie zaczyna się coraz stromszy podjazd. Po drodze, w Thomatal im Lungau, zatrzymuję się przy wielkim piecu hutniczym rud żelaza, który obecnie jest muzeum. Lokalizacja w górach robi wrażenia.  Trasa prowadzi dalejprzez przełęcz Schoenfeld i obok uroczego schroniska doktor Josef-Mehrl-Huette (1730 m.n.p.m.). Pusta, wysoko położona dolina spełnia wszelkie wymagania dotyczące sielankowej doliny, jakkolwiek bawi mnie napotkany po drodze zakaz zbierania grzybów i jagód. Dalej rozpoczyna się szybki zjazd do Innerkrems (ok.1500 m.n.p.m) . Tam  już widzę bramki wjazdowe na właściwą część Nockalmstrasse. Dla zaspokojenia ciekawości – przejazd samochodem to aż 19 euro, samochodem elektrycznym – 17.

Nockalmstrasse: Eisentalöhe – 2049 m.n.p.m, Schiestelscharte 2027 m.n.p.m, Klomnock 2331 m.n.p.m.

Początkowe nachylenie daje mi mocno w kość – jadę starą „gazelą” i nie ma w tym nic złego, gdyby nie niewielka ilość przełożeń. Cały czas jest jednakowo stromo i zdecydowanie nie jest to nachylenie po którym łatwo mi jechać nawet na najniższych przełożeniach.  Na stojąco, metr po metrze, zdobywam coraz większą wysokość. Mijają mnie samochody turystów, a także fanów starych pojazdów, gdyż przed momentem właśnie widzę starego Lotusa, który majestatycznie sunie w górę drogi.  Granica lasu kończy się mniej więcej przy Heiligenbachalm, gdzie droga skręca na północ. Mamy dobry widok na południowy wschód tak jak prowadzi dalsza trasa widać też najwyższy punkt trasy – Eisentalhöhe – o wysokości 2049 m.n.p.m. Nie jest to przełęcz, a najwyższy lokalny punkt drogi na zboczu szczytu o tej samej nazwie (2180 m.n.p.m). Początkowo planowałem wyjść na szczyt żeby urozmaicić trasę rowerową, jednakże pozostawiam siły na coś, co widzę właśnie z postoju: wężowa nitka asfaltu prowadzi do Schiestelscharte o wysokości 2027 m. Jest to przełęcz wąsko wciśnięta pomiędzy dwa szczyty: Schiestelnock (2206) oraz Klomnock (2331). To właśnie na Klomnock postanawiam się wspiąć, jeśli wystarczy mi sił. W razie czego większość trasy alpejskiej będę miał już za sobą. Po tej decyzji rozpoczynam bardzo szybko zjazd serpentynami głęboko w dół i w ten sposób tracę 500 m wysokości. I znowu do góry. Rozpoczynam od nowa podjazd, a na wysokości około 1700 m postanawiam zjeść obiad, żeby nie stracić sił na końcówce podjazdu i móc jako tako wejść na szczyt. Przełęcz daje w kość, a precyzyjniej w mięśnie – końcówka znów jest dla mnie trudna,  przełożenia sprawiają, że aby jechać, muszę to robić z dosyć dużą szybkością 7-9 km na godzinę, a przy tym nachyleniu to naprawdę dużo.

Zapinam rower o drewniane ogrodzenie i zaczynam podejście na szczyt – szlak trawersujący wschodnie zbocze jest całkiem przyjemny, w paru miejscach ubezpieczony łańcuchami, ale zdecydowanie zdecydowanie nie jest on trudny.  Chwilę później stoję na szczycie w otoczeniu chyba najładniejszych widoków na trasie. Tuż pode mną znajduje się droga, którą pokonałem przed chwilą. Układa się ona na kształt rozetki. Na zachodzie widzę alpejskie lodówce okolic szczytu Ankogel (3252m.n.p.m.), a wokół jak okiem sięgnąć roztaczają się łyse szczyty Nockberge. W dół schodzę bezpośrednio grzbietem i niewiele w ponad godzinę jestem z powrotem przy moim rowerze. Chwilę za przełęczą znajduje się przyjemne jezioro Windebensee, a potem znów zaczyna się szalony zjazd…

Turracher Höhe – 1795 m.n.p.m

To jeszcze nie wszystko, co czeka mnie dzisiejszego dnia. Po zjechaniu na zaledwie 1100 metrów wysokości, czyli wysokość Tamswegu, czeka mnie jeszcze jedna przełęcz. W zasadzie niewysoka Turracher Höhe, gdzie mieści się niewielki kurort narciarski oraz urocze jezioro. Prosta droga na szczyt miała może 3 zakręty i liczyła jedynie 6,5 km mając przewyższenie praktycznie 700 metrów, więc nachylenie było gwarantowane. Tam poległem – lokalne nastromienie, które z silników diesla przejeżdżających samochodów wydobywało wszystko co najgorsze, złamało także mnie – kilkadziesiąt metrów musiałem pchać rower pod górę. Mniej więcej po połowie podjazdu zaczęło być normalnie, to znaczy bardzo ciężko, ale jakoś dało się pedałować. Dojechanie na szczyt przełęczy było dla mnie wielką radością – teraz czekał mnie tylko zjazd i niewielki lekko wznoszący się ostatni odcinek jednak to nic w porównaniu z poprzednimi czterema przełączami. Ekspresowo zjeżdżam drogą w głąb doliny i chwilę potem melduję się w Predlitz.  Teraz czeka mnie coś, co większość turystów pokonuje w odwrotnym kierunku – trasa rowerowa Tamsweg – Murau jest bowiem bardzo popularna ze względu na łagodnie obniżającą się drogę, gdy jedziemy z Tamswegu oraz możliwość powrotu koleją, która malownicze wije się w dolinie. Ja jednak pedałuję w górę… Rejestruję jeszcze ładną miejscowość Ramingstein pełną turystów oraz zamek Finstergrun w lesie ponad mieściną. Ostatnie 10 km to przyjemna ścieżka rowerowa prowadząca wzdłuż rzeki i wzdłuż toru kolejowego. Zanim jednak zorientowałem się, że mogę wygodnie wrócić wzdłuż łożyska rzeki to pierwsze kilka kilometrów pokonałem zwykłą drogą, która całkiem nieekonomicznie wznosiła się i opadała… Bardzo zmęczony, ale szczęśliwy, w około 10 godzin pokonałem trasę liczącą 110 kilometrów i ponad 3 kilometry podjazdu. Polecam!