Sunnmøre Alps – Ålesund – Gerianger – Runde – hybrydowa objazdówka

Co można zrobić w dwie doby w Norwegii? W kwietniu? No właśnie, okazuje się, że można całkiem dużo – przyda się jednak dobra pogoda oraz wypożyczony samochód.

Gdyby nie ta temperatura…

Gdy już przelecieliśmy nad przemarzniętą glebą Szwecji i norweskiego interioru i zaczęliśmy lądować w Alesund, widoki wybrzeża zachęcały do kąpieli. Ponadto po odebraniu samochodu z wypożyczalni ( nowej hybrydowej Toyoty C-HR) wyruszyliśmy na wspaniałą plażę na wyspie Vigra, z bielutkim piaskiem i wodą w wielu odcieniach turkusu. Tylko ta temperatura! Jakkolwiek dwanaście stopni oraz bezchmurne niebo w kwietniu to spełnienie marzeń, to jednak nie pozwalało ono za bardzo na beztroską kąpiel. Pozostało nam podziwianie wybrzeża na sucho, mimo to nadal było wspaniale.

Fascynujące tunele

Alesund, położone u wrót wysp i wysepek ma jedną rzecz, którą dostrzeże każdy, tuż po wylądowaniu na lotnisku. Tunele. Nie byłoby w tym nic fascynującego gdyby nie fakt, że są to tunele podmorskie. Czyli coś w rodzaju – hop! i jedziemy w dół, pod ziemię, a nie wjeżdżamy po prostu wgłąb góry. Droga z lotniska Vigra do centrum Alesund to na dobrą sprawę przejazd z wyspy na ląd przez dwie inne wyspy. Raz mostem i dwa razy tunelami (pomiędzy tunelami ogląda się słońce przez 250 metrów, a potem znów pod ziemię). Jeśli komuś mało, to w połowie drogi może odbić na wyspę Godoya (górzysta wyspa na zdjęciu poniżej), albo pofatygować się dalej, by zobaczyć coś naprawdę wyjątkowego.

Eiksundstunell mierzy niemal 8 kilometrów długości i schodzi na głębokość 287 metrów głębokości. To najgłębszy tunel na świecie! Tak po prostu wjeżdża się do niego samochodem, nawet dosyć typowe dla Norwegii opłaty zostały tutaj zniesione parę lat temu. Na powyższym filmiku pokazuję jak sprawdziliśmy, czy rzeczywiście tunel jest taki głęboki 🙂 Paradoksalnie droga jest całkiem górska – przez pierwsze 4 kilometry zjeżdżamy stromo w dół by osiągnąć maksymalną głębokość, a ostatnie cztery wspinamy się stromo do góry. Strach pomyśleć co by było, gdyby… Drogę umilają nam LEDowe iluminacje – pierwsza, koloru niebieskiego, gdy zjeżdżamy poniżej poziomu morza, oraz druga, gdy osiągamy dno tunelu.

Fiordy

Muszę przyznać, że największe wrażenie w fiordach zrobił na mnie fakt, że woda je wypełniająca jest morska, słona i to na co patrzymy to w zasadzie długie wypustki morskiego wybrzeża. Drugą fascynującą rzeczą były proporcje wymiarów promu do skalnych ścian, a trzecią lawiny czy osuwiska śnieżne wpadające wprost do wody. Choć są to obserwacje mało sztampowe i jakoś mało kojarzące się z sielankowym obrazem fiordów, to właśnie takie zostaną one w mojej pamięci. Zobaczyliśmy Geriangerfiord w dzień, gdzie poza nami nie przypominam sobie innych turystów. Zobaczyliśmy Hjørundfjord, według mnie nawet bardziej fascynujący niż powyższy, gdzie z całą mocą uświadomiliśmy sobie trudy życia w Norwegii. Strome doliny odcinane od świata przez lawiny – jedna nawet zasypując koryto potoku, stworzyła jezioro, które zalało osadę. Ostre szczyty gór wystające wprost z wody oraz wody fiordu czyniące podróż lądową jeszcze bardziej skomplikowaną.
Poza tym, w zasadzie większość naszej trasy prowadziła wzdłuż jakiegoś fiordu, ładnego, jednakże w obliczu tych najsłynniejszych – zwyczajnego.

Architektura

Nordycka architektura wpada w oko i nie inaczej jest w tej okolicy. Samo miasto Ålesund jest tego dobrym przykładem i choć my zaszczyciliśmy je swoją obecnością wyłącznie na punkcie widokowym na górze Aksla to z pewnością warto je zwiedzić. Swój śliczny wygląd zawdzięcza pożarowi z 1904 roku i możliwości odbudowania miasta w jednolitym stylu. Na prowincji zaś będziemy mogli zobaczyć piękne, prosto wybudowane domy oraz parę zabytkowych kościołów (Stordal 1789, Gerianger 1842). I choć może zabrzmi to dziwnie to w norweską architekturę doskonale jak nic innego wpisują się statki, stanowiące charakterystyczne elementy, częstokroć tuż obok zabudowy. Zobaczcie poniżej sami.

Lodowce

Lodowiec Jostedalbreen jest bardzo ciekawy, bo największy w kontynentalnej Europie! Ma powierzchnię 487 kilometrów kwadratowych i  ulokowany jest  na płaskowyżu wysoko nad dolinami rejonu Sunnmore. Ta wielka masa lodu rozlewa się w dół do dolin, będąc sporą rozrywką, zwłaszcza w lecie, gdy doskonale widać głęboką niebieską barwę lodowca. Kolor rzeczywiście jest głęboki i nawet pomimo przysypania wierzchniej warstwy śniegiem, dostrzegliśmy niebieskie piękno. Drugą wyjątkową rzeczą jest fakt, że lodowca możemy dosięgnąć już na bardzo niewielkiej wysokości, bo zaledwie kilkaset metrów nad poziomem morza. To chłodny klimat sprawia, że lodowiec położony na płaskowyżu, sięgający wysokości około 2000 metrów sięga swoimi zimnymi jęzorami głęboko w dół. Dlatego wycieczka do lodowca jest taka łatwa do zorganizowania. Jest kilka miejsc, gdzie można zobaczyć piękno lodowca, są to jęzory noszące własne nazwy: Nigardsbreen, Brikdalsbreen, Bødalsbreen i Kjendalsbreen. My wybraliśmy ostatni, choć de facto niedostępny do wejścia – nie było nam to potrzebne, bo zima tu była w pełni i i tak nie pochodzilibyśmy po lodzie. Kjendalsbreen zapewniał nam za to pionowy strumień lodu, dobrze widziany z oddali, w otoczeniu niezwykle stromych gór. I choć wydawało mi się, że pewnie w Norwegii takich miejsc jest wiele, to jednak stromizna tych ścian jest w pewien sposób wyjątkowa o czym dowiedziałem się później.  My ruszyliśmy od strony jeziora Lovatnet parkując przy drodze u wrót doliny, do której płatny wjazd opłaca się… po prostu w puszce na datki.

Wracając do lodowca –  roztopił się on całkowicie [1] 5 tysięcy lat temu a następnie odrodził w czasie tzw. małej epoki lodowcowej około 1750 roku. Aktualnie jest znów w recesji, jednak dla mnie jest to doskonały przykład, jak ostrożni powinniśmy być przy wyciąganiu wniosków o charakterze globalnym, jak ma to miejsce obecnie…

Cała dolina była  pusta i dzika. Co rusz słyszeliśmy huk lawin spadających po zboczach. Pisząc ten wpis dotarłem do historii wspominanych również w przewodniku praktycznym Pascal, mianowicie historii tsunami, które kilkakrotnie nawiedzały tą okolicę i były skutkiem osuwisk skał do wód jeziora. Jeśli macie czas, to można poszukać pozostałości po tych wydarzeniach jak np. wraku statku w lesie… Więcej informacji w bibliografii.

Wyspa Runde

Wyspa słynie z ptactwa, a konkretnie z maskonurów, które są niezwykle fotogeniczne. Niestety – kwiecień to trochę za wcześnie na obserwowanie tych ptaków. Zaliczyliśmy ciekawy spacer po klifach, udaje się nam zobaczyć Wydrzyki (Skua) oraz całą masę głuptaków. Cóż, trochę za wcześnie, z drugiej strony było dość pusto, i biwak przy fikuśnym moście na wyspę przeszedł bez problemu.

Podsumowanie

Świetnym miejscem na dotarcie do fiordów Norwegii jest Aalesund, które jest łatwo dostępne z pomocą np. Wizzair z Gdańska.
Kraj jest zasadniczo bezgotówkowy – co prawda trzydniowy wypad nawet w drogim kraju nie wymaga od nas dużej ilości gotówki, jednakże w Norwegii pieniądze wybrałem z bankomatu w zasadzie tylko po to, żeby zobaczyć jak brzydkie są norweskie korony. Wszędzie, w tym na promach łączących niezbyt gęsto zamieszkałe obszary, można dokonać płatności kartą.
W kwietniu należy liczyć się z zimą – choć my w Polsce w kwietniu już praktycznie nie pamiętamy o solidnym śniegu to na szerokości geograficznej Alesund leży metr, dwa metry śniegu. Dlatego też typowe, folderowe wyobrażenie Geriangerfiord jest trochę zniekształcone, nie da się ukryć – mniej kolorowe. Jednakże podchodzenie do lądowania na lotnisku w Alesund i widok głębokich ciemnych fiordów na tle lśniących białych gór był jedyny w swoim rodzaju. Również fascynujące, ale w inny sposób były przejazdy drogą, gdzie ze względu na ryzyko lawinowe, nie wolno było się zatrzymywać.
Tych, których fascynują sporty zimowę zachęcam by zabrali w kwietniu skitury czy biegówki – będzie co robić.
Już w kwietniu jest bardzo jasno przez większość nocy, nie wiem jak to opisać precyzyjnie, ale dłuugo czekaliśmy aż nastanie ciemność.

Bibliografia

[1] Norwegia, Praktyczny przewodnik, 2011
[2] Turkusowe jezioro Lovatnet i lodowiec Kjenndalsbreen