Düzlü gölü | Morze Martwe w Azerbejdżanie

-Co ja tutaj robię? – zastanawiałem się, stojąc w niewykończonej łazience jednej z dosyć luksusowych posesji na wzgórzach otaczających Baku. W jakiejś niewygodnej pozie trzymałem rurki od wody, podczas gdy Mardan, sapiąc, dokręcał je do swojej nowej kabiny prysznicowej.

Było w zasadzie bardzo ciekawie, od paru dni gościł nas niesamowity człowiek i wniknęliśmy, przynajmniej już trochę w realia Miasta nad Morzem Kaspijskim. W zasadzie zupełnie bezinteresownie przygarnięci na drodze Machaczkała – Baku, na parę dni zamieniliśmy się z obdartych „plecakowców” na gości azerskiego biznesmena o niebywałej fantazji. Ta fantazja wyrażała się na przykład w tym, że sam zakładał sobie instalacje w łazience, choć to nie problem przecież, żeby wynająć sobie kogoś do tej pracy. I właśnie pomagaliśmy mu w tej robocie, troszkę się zastanawiając co będziemy robić później, bo plany były tworzone przez Mardana na bieżąco. Bardzo dobrze pomóc, ale do wieczora nie ruszać się z otoczonej murami willi?

DSC_0811

-Kupimy winogrona, ser, chleb, pojedziemy się wykąpać! – z szerokim, właściwym sobie uśmiechem Mardan oznajmił nam co możemy dziś robić, po tym jak w końcu ułożyliśmy już meble w salonie. W międzyczasie żona naszego gospodarza biadała nad naszym rosyjskim, bo pomyliliśmy krzesło z „krieslo”…

-Jeszcze raz… Winogrona, ser, chleb???- zastanawiałem się, ale cóż, co kraj to obyczaj, zawsze będzie to lepsze niż dieta autostopowicza…

Ruszyliśmy. Klimatyzowany SUV wiózł nas przez szarożółte przedmieścia Półwyspu Apszerońskiego. Zjechaliśmy na boczną drogę, aż zajechaliśmy nad coś co wyglądało jak typowe, „dziadowskie”, postkomunistyczne kąpielisko. I najwyraźniej płytkie, bo nawet w środku jeziorka są ludzie…

Mardan wiele nam tłumaczył, ale nasza percepcja tego co Azer mówił do nas po rosyjsku była dość ograniczona. Zrozumiałem, że stanie się bardzo niedobrze, jak woda z jeziora trafi nam do oczu. Słona widać jest… Już nie pamiętam kiedy to zrozumieliśmy, kiedy uwierzyliśmy, albo choć powzięliśmy podejrzenie, że to jeziorko jest odpowiednikiem Morza Martwego. To znaczy jest tak zasolone, że można się na nim unosić! Ba, nawet tak jak wspomniane Morze Martwe, nasze jeziorko znajdowało się w depresji! Może i dużo mniejsze, ale nadal niezwykłe. Zafascynowani leżeliśmy na wodzie i leniwie pływaliśmy, pozbawieni jakby grawitacji. Było to tak niesamowite, że zaczęliśmy wymyślać co się stanie jak nagle woda przestanie unosić? Jezioro wcale nie było płytkie, ale szybko pojęliśmy jakim sposobem odpoczywają ludzie na środku jego tafli. W okolicy, jak to przy solniskach, znajdowało się również czarne, pachnące ropą błoto, którym wszyscy się smarowali.

DSC_0807

Ups, dlaczego ten przewodnik jest o Kaukazie, a nie Izraelu?

Po dwóch i pół roku wreszcie nadszedł czas by wspomnieć to najbardziej niesamowite, nieprzewodnikowe, miejsce w czasie naszej podróży po Kaukazie. Z trudem da się znaleźć jakiekolwiek informacje w Internecie. Jest film o kąpielisku, ale głębszej treści nie znam. Na niektórych azerskich stronach znajdują się informacje o konflikcie pomiędzy kąpiącymi się a tamtejszym sanepidem. Są też badania radioaktywności słonych jezior Apszeronu (jest ich więcej!), ponoć w osadach dennych znajduje się dużo rzadkich pierwiastków. My jednakże wróciliśmy bez jakiejkolwiek bakijskiej skazy…

[mapsmarker marker=”65″]