Zawartość
Puno to duże miasto nad jeziorem Titicaca. Wszyscy mówią, że jest umiarkowanie ciekawe i dość niebezpieczne. Warto pochylić się nad jeszcze jedną rzeczą, mianowicie targiem w Puno. Bo myślę, że jest to jedno z lepszych w Peru miast zakupów! Inaczej niż zwykle, w tym mieście postawiliśmy na niespieszne spacery i zakupy.
Avenida El Sol
We wrześniową sobotę, po wyjściu z dworca autobusowego poszliśmy szukać noclegu na tej ulicy, choć atrakcje z przewodnika były raczej daleko stąd. Była siódma rano i musieliśmy się trochę namęczyć, ażeby znaleźć nocleg i móc przechować bagaże na cały dzień. Koniec końców wyszło bardzo dobrze, dostaliśmy czteroosobowy pokój za 48 soli, z wszystkim czego było trzeba. Następnie ruszyliśmy dziwnie szeroką ulicą gdzie z minuty na minutę rósł gwar. I choć widziałem targi w dżungli, ten wydaje mi się najbardziej spożywczym targiem w Peru. Przez następne kilka przecznic ulica była zajęta przez wszelkiej maści sprzedających.
Nabiał
To był nasz ostatni dzień spędzony w Peru i, bądź co bądź, po spędzeniu miesiąca w tym kraju coś o nim wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że ciężko kupić gdzieś jakikolwiek nabiał. Jogurt Gloria i mleko skondensowane tej samej firmy było do zdobycia wszędzie. Mleko UHT było drogie i widziałem je chyba tylko w Iquitos. O serze mogliśmy pomarzyć. Tylko pollo con pollo było źródłem białka. Tymczasem w Puno można było kupić okrągłe sery, które sprzedawczynie zręcznie kroiły na plastry. Ciężko jest kupić jeden, dwa plastry, zwykle sprzedają cały krążek.
Kolejną wspaniałą rzeczą która na nas czekała były jogurty inne niż Jedynej Słusznej Firmy (słowo „gloria” w okresie Bożonarodzeniowym nadal kojarzy mi się z jogurtami). Sprzedawane w dwóch rozmiarach reklamówek do których były wlane. Małe kosztowały około sola, duże, nieco taniej niż litrowa gloria – około pięciu soli. Występowały w bardzo wielu smakach (właśnie, po raz pierwszy w tym przypadku można było mówić o smaku jogurtu w Peru), choć z pewnością trochę podbarwiono je barwnikami. Były jabłkowe, bananowe, truskawkowe i jeszcze wiele innych.
Warto wspomnieć o queso frito, czyli smażonym serze, który sprzedawany jest w niektórych lokalach przy ulicy. My byliśmy na takim posiłku w taniej jadłodajni na piętrze. Czeski smażony syr to nie jest, zwłaszcza, że dostaliśmy go z ryżem, ale radość z urozmaiconego posiłku pozostała.
Calle Titicaca.
Po powrocie z jeziora postanowiliśmy zrobić wreszcie zakupy pamiątek, które obiecaliśmy bliskim. Na licznych stanowiskach znajdował się naprawdę spory wybór ubrań, czapek, rękawiczek, skarpet w cenach, za które z trudem kupowaliśmy podobne rzeczy w La Paz. Targowanie w tym miejscu szło łatwo. Czapka z siedem soli to dobry wybór, chyba nie udało nam się 'zejść’ taniej.
Mapa