Trafiliśmy na czarującą wyspę, wrażenia były niepodobne do tego co widzieliśmy na starym kontynencie.
Oprócz tego, że można było nacieszyć oczy tymi wszystkimi przepaściami oraz wygrzać się w lutowym słońcu za wsze czasy (co poniektórzy dostali udar słoneczny, ta nieopatrzność) można było spróbować smakołyków które na długo zapadają w pamięci.
Madeira. Wyjątkowe wino o słomkowożółtobrązowej barwie pochodzące z wyspy zaginionej w bezkresie atlantyku potrafi zasmakować. Dwaj najbardziej znani producenci to Henriquez i Blandy’s z południa wyspy. Butelka kosztuje od około 10 euro.
Espada. Ryba która zasadniczo nie widzi świata za życia… To znaczy, żyje w ośmiusetmetrowych głebinach otaczających wyspę, a podczas wyławiania rzekomo ginie na wskutek różnicy ciśnień. Delikatna, rozpływająca się w ustach, podawana zwykle z zasmażanym bananem. Spróbujemy płacąc około 10 euro, chyba że kupimy i przygotujemy rybę sami.
Espetada. Grillowane mięso wołowe. Serwowane w postaci szaszłyku podawanego na pionowym statywie.
Banany. Różnią się oczywiście od tych, które widzimy w rodzimych sklepach. Są mniejsze (krótsze). Występują trzy odmiany. Jabłkowy (albo ananasowy), srebrny, złoty. Różnią się słodkością. Złote, najdroższe rozpływają się w ustach i mają silny aromat. Warto spróbować wszystkich, żeby mieć porównanie. Jednak jesli kupujemy na Maderze małe banany, niezależnie od odmiany, z pewnością będą lepsze niż to co zjemy w kontynentalnej europie
Bolo do Caco. Okrągła bułeczka, a może raczej chlebek. W środku wypełniony aromatycznym masłem kakaowym. Nazwa Bolo oznacza coś w rodzaju ciasta (wypieku), a caco to rodzaj skały bazaltowej. [na podstawie Wikipedii]
Marakuja. To ten smak, który kojarzy mi się z wyspą. Nawet na Kanarach nie jest tak popularnym owocem jak tu. W każdej postaci. Od ponczu, którego nie próbowałem, po koncentrat, z którego sporządzaliśmy wspaniałe napoje, kończąc na niezliczonych formach owocu. Niezliczonych formach, czyli odmianach marakuji – bo jest marakuja skrzyżowana jakimś cudem z pomidorem, jest marakuja ananasowa.
Wszystkie łączy zielona lub brązowa twarda skórka, a wewnątrz półpłynny pomarańczowy miąższ z dużymi czarnymi pestkami. Na targu w Funchal sprzedawcy mają przecięte owoce wszystkich odmian i malutkimi łyżeczkami wlewają turystom na „tabakierkę” koło kciuka nieco owocu do spróbowania. To nie rozrzutność, a świadoma kalkulacja. Nikt nie wyjdzie stamtąd nie zrobiwszy zakupów…