Żeby rozróżnić czy to benzyna czy jakiś olej stwierdziłem, że trzeba będzie powąchać. Tylko jak to powiedzieć po rosyjsku miłej starszej pani, która chciała nam dać paliwo wnusia, żebyśmy wlali go do maszynki?
-Ja poniucham, które to benzin – zaryzykowałem.
-A niuchaj, niuchaj! – ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że trafiłem w słowo klucz.
W ten właśnie sposób zdobyliśmy pół litra benzyny, żeby coś ugotować. Sprawa była dosyć ważna – właśnie okazało się, że zostaliśmy wyrolowani dzięki rozkładowi rosyjskiej Kolei i pociąg do którego chcieliśmy wsiąść zamiast stukilkudziesięciu rubelków kosztował taką ilość, ale dolarów… I zamiast słynnego przejazdu brzegiem Bajkału z Port Baikal do Sludianki pozostało nam przeczekać noc i wsiąść w normalny pociąg.
Jak powstała kolej krugobajkalska
Była to pierwotna wersja kolei transsyberyjskiej, jednakże ze względu na spiętrzenie Bajkału (sic!) część trasy prowadząca doliną Angary została zalana wodą. Fakt spiętrzenia Bajkału był dla mnie dosyć sporym policzkiem bo stał w poprzek moich wyobrażeń na temat dzikości i naturalności wielkiego, niezgłębionego Bajkału, ale z drugiej strony pokazał mocarstwową potęgę Rosji, która nawet Bajkał potrafi uregulować. Wracając jednak do kolei… zbudowano zatem trasę prowadzącą mniej więcej prosto ze Sludianki do Irkucka, a tory wzdłuż Bajkału kończyły się raptownie w Port Baikal, po drugiej stronie doliny mając Listwiankę. Jednakże walory krajobrazowe trasy pozostały niezmienione i trasa, pokonywana turystycznym, widokowym składem, stała się popularną atrakcją.
Po torach… pieszo
Rano zauważyłem w rozkładzie pociąg odjeżdżający około 12 w stronę Sludianki; gdy wysiedliśmy z promu z Listwianki i zobaczyłem pociąg – oczy zaszkliły się z radości – jest! Jednakże spora ilość turystów oraz uważnie kontrolująca bilety „prowadnica” już z daleka sygnalizowała mi problemy. Okazało się, że daliśmy się zwieść nieprecyzyjnemu rozkładowi – pociąg, który widzieliśmy to ekskluzywny skład i jego biletów próżno szukać na stronie RZD. Początkowo było nam bardzo przykro i mieliśmy poczucie straconego czasu – miało iść załamanie pogody, a my chcieliśmy po Bajkale jeszcze wyruszyć w góry Czerskiego. Potem jednak znalazłem w rozkładzie jazdy pociągów, że tej nocy o 4 jest zwykła elektriczka – co prawda nie zobaczymy całej trasy w dzień, ale też będzie ciekawie. Ponadto mieliśmy całe popołudnie by spędzić je nad mało zadeptaną częścią Bajkału. Postanowiliśmy, że pójdziemy w stronę Sludianki pieszo, na tyle na ile wystarczy nam czasu, a potem wsiądziemy w pociąg na najbliższej stacji.
Na początek jednak postanowiliśmy sobie pojeść. Dłuższy postój, jak już objaśniłem, nie był planowany, a że do Irkucka przylecieliśmy , butla naszego Primusa była pusta. Jednakże, nie zawiedliśmy się gościnnością mieszkańców Syberii i już po chwili miła pani podarowała nam pół litra paliwa. Kuchenkę rozstawiliśmy na drewnianym pomoście niedaleko małego statku gdy nagle… przypłynął ponton z silnikiem i kilkoma facetami z długą bronią. Jeden z nich wyszedł na brzeg i aparatem z teleobiektywem robił zdjęcia statku, a Ci z bronią i w skafandrach dali nura do wody i już po chwili skryli się za burtą statku od strony wody. Na ramieniu fotografa zauważyłem naszywkę SPECNAZ i wszystko okazało się jasne – ćwiczenia. Ażeby nie robić niezdrowego zamieszania, dokończyliśmy obiad, złożyliśmy suszący się namiot i poszliśmy dalej. Ot, zwykłe spotkanie w Rosji.
8 kilometrów pieszo
Idąc pieszo wzdłuż torów mieliśmy świetną możliwość spokojnego przyjrzenia się miejscowościom, gdzie główną osią komunikacji jest kolej. Wokół nas mieniły się złotymi kolorami modrzewie, a słoneczna pogoda prawie, że zachęcała do kąpieli. Na trasie znalazły się też tunele, a Agnieszka niemal nadepnęła na żmiję zygzakowatą, oczywiście w kolorze kamieni nasypu kolejowego. Podróż wzdłuż szerokiego toru była więc całkiem urozmaicona. Minęliśmy też prywatną przystań gdzie grilowała sobie radosna rosyjska rodzina. W końcu dotarliśmy na przystanek kolejowy, skąd postanowiliśmy odjechać. Jak widać na zdjęciach, infrastruktury nie było zbyt wiele. Żarówka na kablu wisiała nad niezbyt rozbudowanym rozkładem jazdy. Zeszliśmy na plażę, gdzie stała drewniana łódka podpisana wielkimi bukwami „Konstantynopol”. Rozbiliśmy namiot dosyć wcześnie – odjazd był o nieprzyzwoitej porze – drugiej pięćdziesiąt nad ranem.
86 kilometrów koleją
Rano z klejącymi się oczami staliśmy na peronie i obserwowaliśmy światła Listwianki. Po chwili dostrzegliśmy żółtawe światło pociągu – co za ulga, zastanawialiśmy się tylko jak będzie dało się spać w pociągu. Okazało się, że rzeczywistość przerastała nasze oczekiwania – były wagony sypialne, więc położyliśmy się czym prędzej spać. Obudziła mnie dopiero różowa łuna świtu. Przytknąłem nos do szyby i zaniemówiłem. Różowe światło powoli nabierało na intensywności gdzieś nad wschodnim brzegiem Bajkału oświetlając ośnieżone czubki dwutysięczników po tamtej dzikiej stronie. Pociąg pokonywał liczne zakręty wzdłuż wybrzeża, przez co za oknem za każdym razem było widać coś nowego. Mijaliśmy maleńkie osady, gdzie przystanki miały nazwy w postaci kilometra trasy. Bajkał był piękny, hipnotyzował pomimo brudnych szyb pociągu.
Sludianka przywitała nas ostrym górskim powietrzem, pogoda była śliczna – nadszedł czas na następną przygodę!