Sobotni marcowy poranek. Wspaniały czas, żeby poprzyglądać się zwyczajom sąsiadów zza Olzy. Okazją ku temu był jednodniowy wypad rowerowy w Morawy Północne. Robiłem to samo co oni, czyli spędzałem czas na świeżym powietrzu, przy czym miałem nieco dalej, bo ponad sto kilometrów drogi w jedną stronę. Kraina pomiędzy brzydką industrialną Ostrawą a Moravskoslezskimi Beskydami, z Łysą Horą i Radhostem wieńczącym horyzont na południu. Trzydzieści kilometrów od Cieszyna.
W pagórkowaty teren wciskają się niewysokie wapienne grzbiety, dzięki którym krajobraz staje się ciekawszy. Warte zobaczenia jest przede wszystkim interesujące miasto Štramberk, które osiadło na zboczu wzgórza w dolince pomiędzy wzgórzami i gdzie piecze się uszy, zamek Hukvaldy, drewniany kościół w Kunčicach pod Ondřejníkem oraz ciekawostki przyrodnicze, takie jak jaskinia Sipka i Travertinová kaskáda.
Štramberk (Sztramberk)
Zostawiłem za sobą asfaltową drogę obsadzoną jabłoniami, tradycyjny czeski obrazek, i zacząłem podjeżdżać na niepozorne wzgórze, na zboczach którego widziałem negatyw wieży i drzew. Mimo wszystko nie wyglądało to zbyt imponująco.
Dopiero po podjechaniu na wzgórze odsłonił się wspaniały widok dolinki wciśniętej pomiędzy dwa wapienne pagórki. O to, na którym stałem opierało się słońce i oświetlało maleńkie miasto, liczące trzy tysiące osób. U stóp leżał maleńki ryneczek z kościołem i pastelowymi fasadami murowanych domów. Dalej po prawej resztki murów i wieża z zegarem. Tam prym wiodły drewniane domy o konstrukcji tak prostej, że aż pięknej. Czarne drewno i okulary białych okiennic.
Widok najlepiej podziwiać ze wspomnianej wieży, Truby, która jest jedyną pozostałością średniowiecznego zamku. Zagłębiłem się w uliczki, żeby w jednym z domów kupić Sztramberskie Uszy, pierwszy produkt regionalny Czech, uznany przez Unię [1]. Legenda mówi o Tatarach, w obozie których znaleziono worek z uszami Chrześcijan. Rzeczone uszy miały stanowić dowód tryumfu najeźdźców. Na krótki odpoczynek zatrzymałem się w parku na zboczach przeciwległego wzgórza, nie jest bowiem tajemnicą, że spod Jaskini Sipka Stramberk jest najbardziej uroczy.
Travertinova Kaskada
„kropla drąży skałę”
Cytat umieściłem tu przekornie… Potrzeba było nieco wyobraźni, żeby stwierdzić, że miejsce jest piękne. Ale zdecydowanie było szalenie ciekawe. W środku leśnego zbocza wybija źródełko. I wbrew odwiecznemu porządkowi nie orze zbocza wgłąb, ale buduje. Cały czas z wody wydzielają się cząstki węglanu wapnia – trawertynu. Wciąż rośnie skalny mur, dziś wysoki prawie na metr. Po wierzchu tego muru, niczym akweduktem, sączy się smaczna mineralna woda. Akwedukt ma już dobre sto metrów i troskliwie otoczony jest ogrodzeniem.