Nadszedł nareszcie czas na zetknięcie się z jednym z najznamienitszych budynków Indonezji. Sławna buddyjska świątynia Borobudur została zbudowana na przełomie VIII i IX wieku. Znajduje się niedaleko Yogyakarty, choć nie w bezpośrednim pobliżu i nie trzeba jechać do Yogjy, żeby tu trafić. Wszystko co przeczytać można w przewodniku zgadza się poza jednym – gdzie te okropne tłumy?
Cała prawda o tłumie.
Dojeżdżamy do Borobuduru na wczesne czwartkowe popołudnie. Jest ciepło, są naganiacze, ale prawdę powiedziawszy, gdy czytałem o tłumach to wyobrażałem sobie raczej coś z kategorii: Watykan, albo ulice Pragi. A tutaj, na jednym z najludniejszych zakątków świata, wszystko zdaje się być w normie. Ludzie na ulicach: są, tak jak wszędzie. Nie stoimy w kolejce, jak w przypadku porannego wstępu na Machu Picchu. Chyba stało się tak, że przestrzeganie przed tłumami spowodowało, że wszyscy walą przez bramy Borobuduru rano, a w południe miejsce świeci pustkami. To znaczy względnie. Takie tłumy da się znieść. Troszkę trudniej znieść upał o tej porze dnia.
Co właściwie zwiedzamy?
Decydując się na przyjazd, „wzrokowo” pamiętałem czym jest Borobudur, ale nie byłem w stanie powiedzieć nic o jego historii. Teraz, po powrocie powoli odkrywam troszkę więcej, choć trudno mi cokolwiek pojąć i sklasyfikować w tej wschodniej religii. Wizualnie jest to ogromna budowla na planie kwadratu o ponad stumetrowym boku, z lotu ptaka wyglądająca jak mandala (buddyjski symbol, połączenie kół i kwadratów). Była niemal w całości obrócona w ruinę, a pierwsza renowacja była dosyć nietrwała, tak, że wszystko z powrotem zaczęło się osuwać. Na dzień dzisiejszy, jak dobrze rozumiem – te stare kamienie leżą na betonowym fundamencie i nic nie powinno się im stać. Świątynia jest buddyjska i nie posiada wnętrza (co mnie odrobinę zaskoczyło). Służy raczej do rytualnej pielgrzymki, koniecznie w odpowiednim kierunku. Wędruje się idąc w lewo (w prawo też można), a kolejnych poziomach poznaje się płaskorzeźby ze scenami z życia Buddy, albo opowieści z życia jego poprzednich wcieleń czyli dżataki . Taka trasa pozwalająca obejrzeć wszystkie płaskorzeźby zajmuje parę kilometrów. Uznaje się, że budowla była odzwierciedleniem buddyjskiego kosmosu przedstawionego w kamieniu. Spiralnie wchodząc do góry unosimy się z ziemskiego padołu ku nirwanie. Rzeźby podobnie jak cała budowla wykonane są w skale wulkanicznej, trachicie. Na szczycie znajdują się stupy, czyli typowe buddyjskie budowle sakralne. Zobaczymy 72 małe i jedną dużą wieńczącą 35 metrowej wysokości świątynię. W 71 z 72 stup znajduje się figura buddy.
Co warto zobaczyć?
Po pierwsze nie warto mdleć na widok grupy ludzi tkwiącej na wierzchu świątyni, tak jakby tylko tam było cokolwiek ciekawego. Warto przejść wokół niższych poziomów świątyni i podziwiać reliefy. Warto wejść na położone na NW wzgórze, z którego dobrze widać (tonącą w zieleni) całość.
Czy znasz dobrze Borobudur? Dla tych co tam byli i tych, co zamierzają być.
Ażeby nie zwiedzać bezwiednie Borobuduru stwierdziłem, że warto zastanowić się nad detalami. Taki sposób na zupełnie nieznane mi dotychczas budowle. W naszym kręgu kulturowym można to jakoś pokategoryzować: ołtarz, nawa, ikonostas, minbar i tak dalej. W Indonezji było trudniej. Czy, czytelniku, widziałeś to co ja?
1. Czy zerknąłeś do stupy, czy siedział tam (dosłownie) budda?
2. Czy zauważyłeś, że nie wszystkie stupy są takie same?
3. Czy zauważyłeś małpy skaczące po ścianach budowli (w przenośni)?
4. Czy znalazłeś choć jednego żywego i jednego rzeźbionego słonia w świątyni czy jej okolicach?
5. Czy zwróciłeś uwagę na urządzenia pomiarowe, zainstalowane, aby świątynia znów nie obróciła się w ruinę?
6. Czy wiesz, który z wulkanów to Merapi, czyli naczelny dostawca popiołu na cały obszar Yogjakarty?
7. Czy byłeś w maleńkim muzeum i widziałeś jak wyglądał Borobudur przysypany wspomnianym popiołem?
Świątynia jest względnie niedaleko od bramy wejściowej, na końcu parkowej drogi wiodącej środkiem ogrodu. Natomiast wyjście prowadzi przez kilkusetmetrową ulicę straganów i targów, tak, że w pewnym momencie traci się nadzieję na wyjście stamtąd. Chcąc nie chcąc, trzeba patrzeć na te kilometry bawełny zmaterializowane w postać t-shirtów, stragany z jedzeniem i całą masę innych pamiątek. Niestety nie znam innej drogi wyjścia, natomiast wiem już, że pomysłowość indonezyjków powinna konkurować na uznanie UNESCO na równi z samym Borobudurem.