Kampung Naga i jak to się podróżuje z trzecią osobą | Kampung Naga and what it’s like to travel with a third person

image

Trzeba się z nią liczyć,  często ma rację. Czasem jest przemadrzała i ma słabe żarty. Chyba najbardziej jednak dotyka to,  że ciężko się z nią zaprzyjaźnić i mieć na wyłączność,  bo sama ma wielu znajomych. Niektórzy unikają kontaktu z nią jak ognia, niektórzy brną ślepo w nią zapatrzeni. Niektórym znajomość się zakończyła…
Tą tajemniczą osobą jest… osoba autora przewodnika.  A w zasadzie ta część jej osobowości, która została przelana na papier. Najczęściej,  a zwłaszcza w Azji jest to papier z niebiesko-czarnym tuszem, znany także jako Lonely Planet.
Co też na dzień dzisiejszy miał nasz autor do powiedzenia? Powiedział, że jest ładna wioska, pomimo tłumów nadal urocza, nazywa się Kampung Naga. I dobrze, że nie posłuchaliśmy naszego mądrali, który brzmiał mało zachęcająco jak na pół dnia jazdy,  bo okazało się że Kampung Naga jest śliczne, z pewnością to, co widzieliśmy to nie był tłum,  a miejsce ma na dodatek swoją bogatą historię.
Tym razem naszym przewodnikiem była relacja ze strony Paczkiwpodrozy.pl, gdzie dowiedzieliśmy się, że w Kampung Naga jest 111 budynków i tak było, jest i będzie. Rzeczywiście dało się też zauważyć, że islam tutaj jest mało rygorystyczny,  wreszcie widzieliśmy trochę kobiet bez chust. Zachęcam do opisu z powyższej strony. Warto dodać na wstępie,  że zwiedzanie jest darmowe, a przewodnicy nie są wymagani. Gdy zaczynają nam coś tłumaczyć,  warto powiedzieć nie zatrzymując się: ok, my tylko chcemy zerknąć. Dyskusja się urywa. Nie spodziewali się takiej odpowiedzi, raczej liczyli że „wkręcimy” się w rozmowę: skąd jesteś, czy pierwszy raz…

Na dnie stromej doliny, przy rzece przycupnęła osada domów krytych strzechą o zabawnie wygiętych dachach. Ściany z bambusowej plecionki pomalowane były na biało. Ścieżki pomiędzy domami wydawały się bardzo czyste. Niekiedy uliczka była prawie ciemna bo strzechy stykały się że sobą. Ludzie, pomimo że wchodziliśmy niemal między ich zagrody, nie mieli tego za złe, pomimo, że przecież nie byliśmy pierwszymi turystami w tym miejscu. Z uśmiechem odpowiadali selamat sore . Zafascynowały nas bambusowe „prysznice”, miejsca na kąpiel postawione na palach nad tarasami, w których pływają ryby. Ciekawie też było zobaczyć owoce kakaowca o ciemnofioletowej barwie oraz jego miniaturowe kwiaty wystające wprost z pnia (kaulifloria). A wszystko okolone było soczystą zielenią źdźbeł ryżu.
Najbardziej jednak spodobało mi się podziwianie doliny z góry, z poziomu wąziutkich ścieżek między polami ryżowymi,  gdzie jednocześnie widać było stożek wulkanu, palmy, pola ryżu i wioskę leżącą już w cieniu.

image

Zgodzicie się, że z tą książką, którą dźwiga się przez Świat, zachodzi głęboka interakcja? Choć czasem oszuka, przejęzyczy się, pomyli wschód z zachodem, to jednak jest zwykle wspaniałą kopalnią wiedzy. Tak uważam.

Informacje praktyczne (IX 2015)
Dojazd z Garut trwa 1,5 h, jeździ angkot. Cena po targowaniu wyniosła 15000 INR. Garut jest całkiem wyluzowane jeśli chodzi o naganiaczy.
Dojazd z Taskimalayi nie powinien być problemem. My tam jechaliśmy z Kampung i ceny za angkot wynosiły :
7500 INR Kampung – Singaparna
10000 INR Singaparna – Tasikmalaya (Tasik) terminal autobusowy (jeden z co najmniej dwóch).
Czas podróży również około 1,5 h.

Indonezyjskie zaskoczenie #3: Po dojechaniu do Tasik, wysadzono nas przy terminalu autobusowym.  Złapałem pierwszy autobus jadący na wschód żeby się dowiedzieć co i jak odnośnie dalszej naszej trasy, a chłopak wewnątrz powiedział: to nie ten dworzec, wsiadajcie to Was podwieziemy.  I tak za darmo, już po ciemku wylądowaliśmy na pierwszym Jawajskim dworcu z prawdziwego zdarzenia.