Opis pochodzi z dawnych czasów mianowicie z 2010 roku, z dawnej strony internetowej. Był to okres mojej dosyć nasilonej eksploracji Sudetów, które wraz z całym kontekstem historycznym zaliczyłbym do najciekawszych gór Polski. Oto Sudety Wschodnie: najwyższy szczyt Pradziad (1492 m.n.p.m), najbardziej wysunięte na wschód polskie pasmo – Biskupia Kopa… Zapraszam!
Zawartość
Zawartość
Pradziad |Praděd, czyli tak jak czeski likier
Wyjeżdżamy o zmroku. W Ostrawie łapie nas deszcz, pogoda raczej nieciekawa. W drodze na Bruntal, na znajomej nam, charakterystycznej serpentynie ciekawy widok na Pradziada zasłaniają chmury. Decydujemy się wjechać na parking pod górą. Trzeba w budce uiścić opłatę (chyba 8E), aby dostać upoważnienie na zaparkowanie (!) na przysiółku Ovcarna. Wyjazdy są o równych godzinach, dlatego też zjeżdżamy do niedalekiej, pięknej Karlowej Sudanki. Z jednej strony:„cudze chwalicie…”, ale z drugiej faktem jest, że czeskie Sudety są bardziej zadbane.
Wjeżdżamy. Górska droga jest wąska, ale myślę, że w innych państwach (np.Chorwacji) taką szosą dopuszczonoby ruch w dwóch kierunkach… Witamy krainę śniegu, mokrego co prawda, ale już na parkingu pod ośrodkami narciarskimi mamy lekki mrozik. Szczytu nie widać oczywiście, choć jest całkiem blisko. Idziemy przysypaną drogą asfaltową. Na ostatnim odcinku drogi wita nas naprawdę bardzo silny (taki sudecki!) wiatr, ciężko się podchodzi, ale w nagrodę ukazują się wspaniałe okna w chmurach, za którymi widać łagodne, w ciepłych barwach jeszcze, Jeseniki oraz niebieskie niebo. Jest i wieża, najwyższy stały punkt Czech (wyższy nawet od Śnieżki). Pradziad jest osobliwy, dziwnie wybitny, tak jak nasza Babia Góra, dlatego m.in. inna jest tutaj roślinność, obszar wokół szczytu jest chroniony. Na szczycie -5*, a wieża widokowa z zalodzonymi szybami, cóż, nie ma sensu jechać windą do góry. Po odpoczynku schodzimy tak, aby wstrzelić się w godziny zjazdu (w połowie pełnej godziny). Zjeżdżamy przez Studankę i przez spokojne krajobrazy podążamy do Rejviz, na skraju złotego zagłębia.
Vrbno pod Pradedem – Jesenik
W międzyczasie jemy obiad na pięknej przełęczy z wiatą (przeł. Źródła Orawicy, faktycznie w pobliżu można zauważyć kręgi ujęć wody. W Horni Udoli ciekawa jaskinia, będąca również sztolnią rud żelaza. Obok tabliczki informacyjne, również po polsku. Dojeżdżamy do najwyżej położonej wsi na Śląsku liczącej 65 mieszkańców. Za wioską znajduje się też sudeckie torfowisko z największym jeziorem torfowiskowym Sudetów –„Wielkim jeziorem mchowym”. O tej porze kasa biletowa w środku lasu jest już zamknięta, idziemy po pomostach nad podmokłym, świerkowym lasem.
Zlaty Hlum
Po powrocie do samochodu zjeżdżamy do Jesenika i szukamy drogi dojazdu pod Zlaty hlum, słynnej góry z punktem widokowym. Pod Debelim kamieniem parkujemy samochód i pokonujemy około 200 metrów przewyższenia, tak aby zdążyć przed uciekającym słońcem. Koniec końców, słońce uciekło, a wieża była zamknięta, w końcu listopad… Wychodzimy jeszcze za knajpkę pod debelim kamieniem, tam dobrze przygotowane drabinki pozwalają wejść na szczyt tej skały, skąd roztaczała się wspaniała panorama na dolinę rzeki Bela. Zbieram parę skał (wspaniałe, choć małe granaty) i wracamy do samochodu.
Góry Opawskie – Biskupia Kopa
Jedziemy do Polski, pod Głuchołazy, nocujemy w Pokrzywnej, w miłej agroturystyce. Rano wita nas ciepło i słoneczna pogoda. Przejeżdżamy przez ospały kurort , Jarnółtówek i docieramy do Głuchołaz, tam króciutko chodzimy po mieście i podjeżdżamy w rejon Przedniej Kopy, gdzie na zboczach dawnych kamieniołomów (g.Grędówka) szukamy licznych podobno staurolitów i granatów. (za książką J. Żaby). Udało nam się znaleźć dużo staurolitów, ale minerały były dość małe i mocno poprzerastane. Wracamy w stronę Jarnółtówka, tym razem po drugiej stronie góry przy hotelu w Bolkowicach i wychodzimy na Biskupią Kopę. Na szczyt podchodzimy troszkę okrężną trasą (leśne ścieżki+ żółty + czerwony) gdyż na początku chcemy zobaczyć „aleję” wysadzoną daglezjami; Pod nogami możemy spotkać liczne, charakterystyczne szyszki. Interesujące są po drodze powyżej schroniska oznakowania szlaków utrzymane w starej niemieckiej konwecji (dwa różnokolorowe trójkąty dające romb). Ostatnie kilkaset metrów przed szczytem to droga wzdłuż granicy, odsłaniają się powoli widoki na przedgórze. Po wyjściu na wieżę widokową perspektywa staje się jeszcze szersza, na wschód widok na pierwsze pasma Beskidów przysłonięte przez chmury. Ładnie widać Zlate Hory, jeszcze ładniej Głuchołazy. Ze szczytu schodzimy inną drogą: czerwonym szlakiem prowadzącym w dół do rozdroża, następnie przechodzimy na zielony szlak który podąża ciekawą doliną (rez. Cicha Dolina), kojarzącą się bardziej z Jurą niż z Sudetami. Już przy wylocie skręcamy w lewo, na szlak gwarków, jest to krótka wspinaczka (znaki niebieskie) zboczem doliny prowadzona przez stary kamieniołom. Atrakcją jest tutaj kilkumetrowa drabina, a obok niej przesączający się strumień. Na górze jesteśmy już blisko samochodu i tak zamykamy pętlę.
Zlatorudne Mlyny
Zjeżdżamy w stronę Zlatych Hor, robimy zakupy w sklepie przygranicznym i jedziemy pod Zlatorudne mlyny, pięknie zadbaną górską dolinkę. U wylotu znajdują się zabudowania będące miejscem zawodów płukania złota, dalej w mroku smreków rytmicznie skrzypią dwa koła młyńskie, obok krótka sztolnia poszukiwawcza, stwierdzono tu obecność złota…
Odrywamy się od tej nierzeczywistej krainy i rozpoczynamy nocny powrót na wschód. Wyjeżdżamy jeszcze pod Kopę serpentynami od strony Czech (Widok na Zlate Hory nocą) i zjeżdżamy na szeroką, doskonale oznakowaną drogę prowadzącą w stronę Opavy. Wrócimy? Mam nadzieję.