Litewskie wybrzeże Bałtyku

Przekonałem się na własnej skórze, że litewskie wybrzeże Bałtyku jest co najmniej tak samo ciekawe jak nasze, polskie; w wielu aspektach nawet je przewyższa! Litewskie wybrzeże to niewielki skrawek granicy tego państwa – 98 km Bałtyku rozciąga się na południu od Rosji czyli od Kaliningradzkiej Oblasti aż po Łotwę. Trzeba jednak przyznać, że ta niewielka ilość wybrzeża jest bardzo urozmaicona – mamy tutaj plaże jakie znamy znad Bałtyku, mamy też wybrzeże klifowe, choć ten „klif” osiąga maksymalnie 10 do kilkunastu metrów wysokości. Przede wszystkim jednak istotny jest obszar mierzei gdzie w niewielkiej odległości od wybrzeża znajduje się pas ruchomych wydm znany nam w Polsce z Słowińskiego Parku Narodowego. Te litewskie wydmy robią jeszcze większe wrażenie. Do tego wszystkiego trzeba dodać całkiem eleganckie portowe miasteczko oraz bezpretensjonalny kurort.

Mierzeja: co my tutaj chronimy?

Mierzeję Kurońską wpisano w 2000 roku na listę UNESCO. Co ciekawe nie jako przyrodnicze, a kulturowe dziedzictwo, czyli ze względu na tradycyjny styl życia mieszkańców rybackich wiosek, architekturę oraz metody stabilizacji nabrzeża przed erozją. Co ciekawe ta walka człowieka z żywiołami zaczęła się w XVII i XVIII wieku, kiedy przetrzebiono lasy na mierzei, a luźne podłoże składające się z piasku zaczęło formować ruchome wydmy, które to pogrzebały kolejne wioski. To był moment, gdy zrozumiano, że las jest na mierzei sprzymierzeńcem człowieka i od tego momentu rozpoczęto jego odtwarzanie. Dla dzisiejszego odwiedzającego jest to jednak paradoksalne, bo najbardziej wyjątkowe na Mierzei są wydmy, wysokie nawet do 60 metrów, z których wierzchołka widać wody Bałtyku jak i Zalewu Kurońskiego.

Pierwszym miejscem litewskiego wybrzeża, które zobaczyliśmy, była właśnie Mierzeja Kurońska, która stanowi połowę litewskiego wybrzeża. Mierzeja Kurońska jako jednostka geograficzna mierzy również 98km. Jest to wąski pasek lądu, który nasadę ma w okolicach Kaliningradu i dzieli się mniej więcej po równo pomiędzy Rosję i Litwę. Mierzeję od zachodu i północy ogranicza oczywiście Bałtyk, a od wschodu i południa Zalew Kuroński. Zalew ten zasilany jest wodą Niemna – potężnej rzeki płynącej przez niemal tysiąc kilometrów z Białorusi.

Po długiej podróży monotonnymi równinami dotarliśmy do portu w Kłajpedzie, gdzie czekała nas przeprawa promowa. Kłajpeda jest miastem u ujścia Zalewu Kurońskiego do morza. Około kilometrowy pas wody oddziela Litwę od mierzei. Z racji tak zwanego długiego weekendu podobnie myślących turystów było całkiem dużo, chociaż wydawało się, że byliśmy jedynymi obcokrajowcami (1 dzień otwarcia granic Polski). W szczycie sezonu podobno wygląda to nieco inaczej, ponieważ Mierzeja jako dawna część Prus Wschodnich jest dosyć popularnie odwiedzana przez Niemców. Z praktycznych konsekwencji znajduje to wyraz na przykład w cenie biletu do Parku Narodowego Mierzei Kurońskiej, który poza sezonem kosztuje około 5 € od samochodu, natomiast w jego szczycie cena zwiększa się aż sześciokrotnie. Po kilkunastu minutach stania w korku, wreszcie weszliśmy na prom który w 4 minuty przewiózł nas na drugą stronę. 12,30 euro to całkiem sporo jak na krótką przeprawę, warto jednak pamiętać to cena za kurs w obie strony więc nie musimy fatygować się zakupem biletu w drodze powrotnej. Prom kursuje często, od rana do wieczora. Jakieś 10 km za przeprawą promową opłacamy bilet wstępu na mierzeję, o którym już wspomniałem.

Symbole Mierzei

Oprócz oczywistych zalet każdego wybrzeża, jedną z rzeczy charakterystycznych na pewno jest architektura, która przede wszystkim jest spójna. Wszystkie domy zbudowane są w w tradycyjnym bądź w nawiązaniu do tradycyjnego stylu – dwuspadowe, piętrowe domy z dominantą kolorystyczną w postaci koloru brązowoczerwonego czy niebieskiego, na brzegu kalenicy charakterystyczne drewniane rzeźby, duża ilość okien i ramy okienne zazwyczaj białe. Właśnie ta architektura naprawdę przyciąga , ponieważ wszystkie z czterech miejscowości na tym wąskim pasku lądu w jakiś sposób do niej nawiązują, nawet gdy są to osiedla prywatnych domków. Drugim charakterystycznym symbolem są ozdobne drewniane wiatrowskazy – niczym rzeźbione herby, umieszczane dawniej na dziobach statków, a później nad dachami domów. Oprócz misternych rzeźbień zawierały coś w rodzaju tablicy rejestracyjnej – czarno-biały wzór w środku był odmienny dla każdej nadmorskiej miejscowości skąd wypływała łódź. Najłatwiej wypatrzyć je w miejscowości Nida, gdzie stoją wyeksponowane przed nadmorskimi domami, trochę jak bawarskie maibaum.
Wydmy – to niezaprzeczalna ikona mierzei kurońskiej. Mierzeja ma najwyższe duny mierzące nawet 59 metrów po stronie Litwy, a najwyższa wydma po stronie rosyjskiej ma jeszcze parę metrów więcej. Nazywane są one grey dunes – w większości są one zarośnięte, tak jak było to pierwotnie. Teraz prowadzi się ochronę części z tych naturalnych połaci, aczkolwiek nie da się ukryć, że najbardziej atrakcyjne wizualnie są te wydmy, gdzie piasek swobodnie przesypuje się – skutek dawnego wylesiania. Naturalny kierunek wiatru formujący góry piasku biegnie od strony morza w stronę zatoki i to właśnie brzegi zatoki są najbardziej imponujące – stroma ściana jasnego piasku niemal bezpośrednio wsypuje się do wód, zostawiając gdzieniegdzie metrowy przesmyk niewielkiej plaży. Plaże na Mierzei kurońskiej nie są zbyt szerokie, jednak mamy do dyspozycji ich prawie 50 km, dostępnych ze ścieżki rowerowej bądź z parkingów. Jeszcze jedną ciekawostką mierzei jest kolonia kormoranów – która poza podniebnymi gniazdami na potężnych sosnach zaskakuje surowym krajobrazem – kormorany są bowiem jak szarańcza – ich kolonie dewastują roślinność, a wystające kikuty z piasku są tego doskonałym przykładem.

Kłajpeda

Kłajpedę zwiedziliśmy pobieżnie, parkując przy kanale rzeki Kłajpedy. Po jej obu stronach stoją eleganckie budynki, uroku dodaje majestatyczny żaglowiec, a magii mosty zwodzone. To miłe miejsce by zatrzymać się na chwilę, choć raczej nie na długo.

Jeszcze jednym miejscem w Kłajpedzie do którego zmierza bardzo wielu turystów, jest cypel mierzei, gdzie mieszczą się delfinarium, muzeum morza oraz różnego rodzaju skanseny i ekspozycje. O ile muzeum morza i delfinarium kojarzą mi się po prostu z atrakcjami wręcz programowymi każdej większej nadmorskiej miejscowości, o tyle skansen przedstawiający tradycyjne kryte strzechą domki oraz parę wyciągniętych na brzeg statków były całkiem przyjemną atrakcją. Z widokiem na potężne budynki portowe po drugiej stronie.

Litewskie klify

Tuż za miastem, na północ rozciąga się druga połowa litewskiego wybrzeża – z punktu widzenia kierowcy jest to leśna prosta droga upstrzona licznymi płatnymi parkingami, będącymi dostępem na plaże, która ma duży potencjał do korkowania się. Czerwcowa pogoda jak i nasza ilość czasu nie zachęcały do wylegiwania się na plaży, dlatego też poszliśmy całkiem krajoznawczo na Olando Kepure – co oznacza „czapkę holendra” – 24 metrowy klif i historyczny punkt nawigacyjny. Do klifu na Maderze się nie umywa, ale zieleń Bałtyku jest urokliwa. W lesie po raz kolejny widzimy litewskie umiłowanie do rzeźb i nadawania naturze cech antropomorficznych – tak jak domalowywanie twarzy i oczu ściętym pniom. Efekt? Całkiem niezły, zobaczcie sami.

Połąga (Palanga)

Nadmorski kurort o całkiem bezpretensjonalnej formie. Daleko mu do przeszklonych niemieckich hoteli stojących niemal na plaży, raczej jest miłym miasteczkiem z licznymi ścieżkami rowerowymi, molo i deptakiem. Najważniejszym zabytkiem jest Pałac Tyszkiewiczów ukryty w parku niedaleko centrum, gdzie znajduje się muzeum bursztynu. Ciekawostką jest fakt, że latem można tu przylecieć samolotem LOTu z Warszawy.

Święta (Sventoja) – ostatnia miejscowość na wybrzeżu.

Chcąc wypełnić podróżniczy „obowiązek” postanowiliśmy podjechać do Świętej – miejscowości tuż przy Łotewskiej granicy. Tam przez pasmo wydm rzeka… Święta wpływa do morza. Miasteczko ma nietypową zabudowę – kościół wyglądający jak rakieta, skromne drewniane domki nad rzeką, przywodzące mi na myśl okolice Archangielska oraz „deweloperkę” nad wodą. Ciężko jednak odmówić uroku rzece, w zakolach której ludzie szukają bursztynów. Plaża tutaj jest już płaska jak stół i ubita.

Ventė – ptasi raj

To miejsce już nie leży nad morzem, a nad Zalewem Kurońskim, ciężko jednak mu odmówić morskiego charakteru. Wioska do której dojazd przez małe osady jest niezwykle sielankowy, znajduje się na końcu cypla jaki tworzą rozlewiska Zalewu jak i rzeki Niemen. Znajduje się tam też latarnia… ciężko powiedzieć morska oraz ośrodek badań ptaków. Przez Vente migrują jesienią spore ilości ptaków – dlatego właśnie tutaj znajduje się centrum ornitologiczne. Ciężko przeoczyć jego główny symbol – pułapki (siatki) do łapania ptactwa, by je oznaczać i obrączkować. Nie znam polskiej nazwy tego urządzenia, po angielsku to Heligoland Trap albo Rybachy Trap. Co ciekawe ta druga nazwa pochodzi od miejscowości położonej na rosyjskiej części Mierzei Kurońskiej. Zasada działania pułapki to lejkowaty kształt który pozwala łatwo wlecieć ptakom, a utrudnia ucieczkę. Na kilkunastometrową, nieczynną już, pruską, latarnię morską można wejść za darmo. Tak samo jak na daleki cypel, gdzie skupiają się wędkarze. Wyjątkowa, ponad 270-stopniowa wodna perspektywa na południu sięga po horyzont, w stronę Rosji; na zachodzie widzimy wał piasku jakim jest mierzeja, a na wschodzie oglądamy bagniste ujścia Niemna. Tuż przed miejscowością jest parę przyjemnych zjazdów nad wody zalewu, gdzie jak podejrzewam można spokojnie spędzić noc na dziko. Dla miłośników historii dodam, że w okolicy mieścił się zamek Zakonu Krzyżaków zbudowany w XI wieku (nie ma śladów), a stacja ornitologiczna jest jedną ze starszych w Europie (1929).

Wenecja, poldery? Może po prostu Minija i Uostadvaris

Minija znajduje się na końcu świata, przynajmniej w typowym  postrzeganiu tego zjawiska. Miejscowość niedaleko okrytej złą sławą Rosji, oddalona kilka kilometrów bezdusznej „tarki” od najbliższej asfaltowej drogi, zamiast ulic ma rzeczny kanał. To wszystko składa się na magię tego miejsca. Opisana już architektura nadmorska, tak pięknie wyeksponowana na Mierzei, również tutaj zachwyca oko podróżnego, który albo dotarł tu samochodem, albo dopłynął – bo pomimo bycia na końcu świata, Minija jest połączona drożnymi, szerokimi, kanałami wodnymi z Kłajpedą. Za miejscowością znajduje się coś w rodzaju wiaty i pola kempingowego z zejściem do wody – poprzysiągłem sobie, że wrócę tam kiedyś z deską SUP, bo teraz brakło już czasu… Natomiast czasu wystarczyło na obejrzenie okolicy z lotniczej perspektywy drona. Na południe od miejscowości rozciąga się wyspa Rusne – „największa wyspa Litwy” czyli po prostu ląd położony w odnogach Niemna, będący obszarem rolniczym – polderem, podobnie jak te holenderskie. Najpiękniejszym pejzażem z góry był dla mnie widok na wioskę Uostadvaris – z promieniście odchodzącymi od śluzy i małego portu drogami i kanałami. Będzie gdzie popływać.

Co jeszcze?

Nam nie wystarczyło czasu by podążyć w górę Niemna i tym wodnym szlakiem zwiedzić Rusne i Šilutė, choć obie miejscowości wydają się doskonale wpisywać w ten prowincjonalny klimat dawnych Prus Wschodnich.

Film

Zapraszam na film o litewskim wybrzeżu Bałtyku mojej „produkcji”

Jak się przygotować?

Ja korzystałem z dwóch przewodników – Lithuania, Latvia, Estonia wydawnictwa Lonely Planet oraz Litwa wydawnictwa Rewasz. Pierwszy jest zdecydowanie lepszy, jeśli chcecie znaleźć miejsca piękne i ciekawe, drugi to rodzaj nudnej „wikipiedii”, choć nawet Wikipedia stosuje więcej przymiotników i stopniowania. Rewasz jest dla osób które i tak gdzieś pojada, a LP jest dla tych, którzy chca dowiedzieć się gdzie warto podjechać.